Autor: Sławomir Bieguński
Wielu rodziców dziwi fakt, że w dobrych szkołach pływania raczej rzadko używa się popularnych “pływaczków” podczas nauki pływania. Dlaczego tak się dzieje? Istnieje pewien bardzo prosty schemat powolnego schodzenia z pomocy wypornościowych, dzięki któremu pływak przystosowuje się do stopniowego płynnego przejścia do samodzielnego pływania. W wypadku pływaczków jest to bardzo trudne do osiągnięcia. Schemat schodzenia z pomocy wypornościowych jest dosyć prosty i łatwo wyjaśnić jego kolejność.
1) “motorówki” – popularne u dzieci “motorówki” zabezpieczają jeszcze mało stabilne (w pływaniu) dzieci przed przechylaniem się na boki lub puszczeniem makaronu, co mogłoby się skończyć niechcianym zanurzeniem co w konsekwencji mogłoby doprowadzić do zniechęcenia początkującego pływaka już na starcie – wystraszy się.
2) samodzielne unoszenie się na makaronach – bardziej oswojonych pływaków usamodzielniamy przechodząc z “motorówek” do samodzielnego unoszenia się na makaronach, nie zapominając jednak o stabilizacji dziecka (aby makaron nie był tuż przy brzuchu) – na zdjęciu powyżej poprawnie dziecko z prawej strony, niepoprawnie z lewej strony. Podczas pływania na grzbiecie natomiast dziecko nie powinno mieć makaronu pod pachami, tylko pod głową, gdyż oswajamy dzieci wtedy z poprawną pozycją do leżenia na grzbiecie z zanurzonymi uszami (dzieci tego bardzo nie lubią, lecz muszą się przyzwyczaić do nowego środowiska). Tak przyzwyczajony do makaronu pływak nie powinien mieć problemu jeśli kiedykolwiek się nawet delikatnie podtopi z odruchowym chwytaniem się czegoś, aby wypłynąć na powierzchnię.
3) makaron + deska – ten etap można by podzielić niejako na 2 etapy pośrednie. Podczas pływania na piersiach długi makaron pod biodrami plus deska trzymana oburącz z przodu wymusza u pływaka poprawną pozycję podczas płynięcia (jeśli pływak będzie próbował wstawać- makaron wypływając na powierzchnię wyskoczy mu z przodu pod rękoma i będzie trzeba go poprawić, zachowując przy tym w pełni bezpieczne dziecko, które nie wpadnie w tej sytuacji pod wodę). Natomiast podczas pływania na grzbiecie makaron wkładamy pod głowę, a deska trzymana jest oburącz w rękach wyprostowanych, “przyklejona do brzuszka”- co daje nam efekt lepszego przyzwyczajenia się do leżenia na wodzie. Drugi etap pośredni w tej kwestii jest niby małą, lecz jakże istotną zmianą. Podmieniamy w niej makaron długi na makaron krótki (około połowa długości długiego). Daje to nam kilka dodatkowych ważnych aspektów- dziecko nie wierci się podczas płynięcia na piersiach, gdyż makaron wtedy wypadłby mu i uniemożliwił samodzielne utrzymanie się jak w przypadku długiego makaronu (mniejsza wyporność), oraz jest wygodniejszy choćby przy mijaniu się pływaków, którzy to nie zaczepiają się makaronami siebie, ani o liny dzielące tory.
4) deska- z czasem bardziej oswojonym pływakom zabieramy makarony spod bioder (na piersiach) i spod głów (na grzbiecie) i zauważamy , że dzieci płynąc w tej samej płaszczyźnie nie mają takich problemów z pływaniem z deską w rękach wyprostowanych (na piersiach) jak dzieci od razu uczone z samą deską (wieszanie się na deskach/wstawanie podczas płynięcia itp.).
5) pływanie bez przyboru – finalnie z czasem odbieramy dziecku deskę, które to czując się już dobrze w tej samej płaszczyźnie jak we wcześniejszych etapach nie ma problemu z oswojeniem się z nową sytuacją i “łapie” nowe style i umiejętności pływackie dużo szybciej niż dzieci uczone w “pływaczkach”. Jak widać “zejście” na poszczególnych stopniach trudności z jednego na drugi jest dużo bardziej płynne niż w sytuacji, gdy dziecko oswajające się w pływaniu w “pływaczkach”, gdyż znając już powyższe realia – jak “zejdziemy” stopniowo z pomocy jaką są “pływaczki” ? Niektórzy żartobliwie twierdzą, że przy pomocy “spuszczania trochę powietrza”. W praktyce jest zbyt duży przeskok z pływania w “pływaczkach” na pływanie samodzielne, co większość dzieci raczej zniechęca do dalszej nauki niż przekonuje do wody. Miałem w swojej karierze instruktorskiej wiele przykładów, kiedy to dzieci, które “świetnie sobie radziły w pływaczkach” nie potrafiły zrobić w wodzie praktycznie NIC po zdjęciu “pływaczków”. Według mnie metoda ta jest na tyle przestarzała, że (zgodnie z moimi doświadczeniami) psuje porządną naukę pływania. Dzieci wyrabiają sobie podczas takiej nauki zbyt wiele niechcianych nawyków ruchowych,(poprzez machanie rękoma i nogami bezładnie) które to następnie bardzo ciężko zmienić na dobre – stylowe.